Projektant w kontekście doboru materiału na ściany uwzględnia ich konkretną budowę, w tym wszystkie warstwy, z których składa się przegroda. W obliczeniach konstrukcyjnych bierze pod uwagę właściwości warstwy nośnej, natomiast w kontekście doboru rozwiązań pod kątem fizyki budowli uwzględnia nie tylko tę nośną, ale również pozostałe warstwy, w tym termoizolację oraz wykończenie. Oznacza to, że w projektowaniu zawsze rozpatruje się określoną grubość i parametry bloczków. Dlatego właśnie w projekcie domu mamy podany rodzaj materiału murowego, jego klasę wytrzymałości na ściskanie oraz współczynnik przewodzenia ciepła λ albo wyliczony na jego podstawie współczynnik przenikania ciepła U całej ściany (uwzględniający wszystkie warstwy wewnętrzne i zewnętrzne występujące w przegrodzie).
Co z tego wynika? Że parametry bloczków zostały przeanalizowane i wplecione w całokształt konstrukcji, zatem każda ingerencja może nieść za sobą mniej lub bardziej poważne konsekwencje dla statyki budynku i zachodzących w nim zjawisk związanych z fizyką budowli. I dotyczy to zarówno ścian zewnętrznych, jak i wewnętrznych! Podejmowane na własną rękę działania, bez autoryzacji ze strony specjalisty (projektanta i kierownika budowy), są na tyle ryzykowne, że często dają o sobie znać dopiero na dalszych etapach budowy, kiedy na przemyślane rozwiązania jest już za późno. Jak zatem budować, żeby uniknąć niepotrzebnych problemów?
Zacznijmy od szerokości, czyli wymiaru decydującego o grubości ściany. Jakie skutki może mieć zastosowanie bloczków o mniejszej szerokości niż mamy w projekcie? Po pierwsze – obniżamy nośność ścian. Stają się cieńsze, smuklejsze, mają mniejszy przekrój poprzeczny i tym samym mają niższą wytrzymałość na ściskanie i na zginanie. Mogą wymagać wzmocnień albo dodatkowego usztywnienia. Po drugie - pocieniając ściany pogarszamy ich współczynnik przenikania ciepła U, więc być może w przypadku przegród zewnętrznych trzeba będzie pogrubić termoizolację. Zanim zdecydujemy się na takie zmiany, powinniśmy skonsultować je z projektantem lub kierownikiem budowy, który w razie konieczności przeprowadzi ponowne obliczenia.
A czym skutkuje zastosowanie bloczków o większej szerokości niż ta w projekcie? Zwiększamy wtedy przewidzianą grubość ścian, zabierając część powierzchni pomieszczeń lub zwiększając gabaryty (obrys) budynku. Jedne i drugie zmiany są zmianami istotnymi, które wymagają wykonania projektu zamiennego i uzyskania zamiennej decyzji o wydaniu pozwolenia na budowę. Można oczywiście pocienić termoizolację, żeby obrys się nie zwiększył – w końcu grubsza ściana jest cieplejsza, a jeśli zastosujemy materiał ociepleniowy o niższej niż w projekcie pierwotnym przewodności cieplnej, to parametry przegrody powinny spełniać pierwotne założenia. Ale tu wracamy do punktu wyjścia, a mianowicie, że taka modyfikacja wymaga odpowiednio wczesnego przemyślenia i zaplanowania. Pamiętajmy też , że zwiększając grubość ścian ingerujemy w zmianę usytuowania ich osi ścian. W kontekście konstrukcji przesunięcie środka ciężkości powoduje zwiększenie mimośrodowego obciążenia fundamentów.
Modyfikacja grubości muru może wiązać się z koniecznością przeliczenia konstrukcyjnego i cieplno-wilgotnościowego przegród (fot. SOLBET)
Poza szerokością, warto też zwrócić uwagę na długość i wysokość bloczków, bo u większości producentów te wymiary się różnią. Jeśli projektant wzorował się na jednej marce, to wrysował w projekt określony moduł i na nim oparł rozmieszczenie otworów i wysokość kondygnacji. Jeśli wybierzemy bloczki o 4 cm krótsze lub dłuższe, to nikt ich przecież nie będzie podklejał ani docinał, tymczasem zsumowane 4 cm na każdym elemencie trochę „przesuwa” nam otwory okienne czy poziom oparcia stropu.
Z jakiegoś powodu nie ufamy obliczeniom konstrukcyjnym i jeśli w projekcie mamy wpisane bloczki odmiany 500 lub 600, to „w razie czego” kupujemy 700. Tylko po co…? Czy większa wytrzymałość ma sprawić, że ściany będą mocniejsze niż w pierwotnym projekcie? To nieracjonalne podejście. To zmiany niepotrzebne, a wręcz niewskazane, bo inny asortyment charakteryzuje się innymi właściwościami, ma np. np. inny skurcz, gorszą termoizolacyjność i w efekcie w pewnym kontekście pogarszamy parametry przegrody, zamiast je polepszyć.
Jeszcze groźniejsza w skutkach jest zamiana bloczków na „lepsze, bo cieplejsze”. Beton komórkowy ma tym lepsze parametry cieplne, im jego gęstość – a tym samym wytrzymałość na ściskanie – jest mniejsza. Zamiana elementów odmiany 600 na odmianę 400 lub 350 na pewno więc poprawia parametry cieplne ściany, ale mocno obniża jej nośność, a to już poważny problem. Lepsze niestety na budowie często bywa wrogiem dobrego.
Materiałowy melanż to konstrukcyjny koszmar. Ani w obrębie ścian nośnych, ani działowych nie należy łączyć ze sobą różnych materiałów murowych. Każdy ma inne właściwości: wytrzymałość, skurcz, izolacyjność cieplną, budowę, inną dokładność wymiarową, możliwości docięcia, zespolenia, jedne elementy muruje się na cienkie spoiny, inne wymagają zastosowania zaprawy tradycyjnej. Ściany z wymieszanych elementów nie stanowią monolitu, ponieważ poszczególne ich fragmenty inaczej się zachowują (pracują), a w efekcie może to doprowadzić do powstania pęknięć.
Najlepiej całą konstrukcję murową budynku wykonywać z jednolitego materiału murowego – beton komórkowy nadaje się zarówno na ściany zewnętrzne, jak i wewnętrzne nośne i działowe (fot. SOLBET)
Unikanie łączenia różnych materiałów ściennych w obrębie jednej kondygnacji ma też wymiar czysto praktyczny. Elementy często mają odmienne wymiary i trudno jest dopasować wysokość wszystkich ścian do jednakowego poziomu.
Systemowo, czyli z wykorzystaniem odpowiedniej chemii budowlanej (zapraw murarskich a nawet klejów do systemów ociepleń i zapraw tynkarskich) i elementów uzupełniających, takich jak kształtki U, płytki czy prefabrykowane nadproża. Jeśli są uwzględnione w projekcie, to nie rezygnujmy z nich, a jeśli ich nie ma – to rozważmy ich użycie. Fachową pomocą przy konsultacjach i doborze materiałów na pewno posłuży nam kierownik budowy albo producent systemu.
Kształtki U można wykorzystać jako tracony szalunek dla nadproży o dużych rozpiętościach, wieńców albo filarków ściennych (fot. SOLBET)
Decyzja o zastosowaniu rozwiązań systemowych, nawet wtedy, kiedy w projekcie ich nie ma, to chyba jedyna zmiana w zakresie materiału ściennego, którą rzeczywiście warto wdrożyć w proces budowy. Systemowe elementy ułatwiają staranne wyprowadzenie fragmentów muru nad otworami, prawidłowe obudowanie wieńca albo filarów. Są lekkie, równe i mają wymiary dopasowane do systemu bloczków, a ich montaż i łączenie odbywa się na tę samą cienkowarstwową zaprawę klejową, której używa się do murowania. Przyśpieszają prace i zmniejszają ryzyko popełnienia błędu wykonawczego.
Pamiętajmy, że wprowadzając jakiekolwiek zmiany w projekcie zawsze musimy spojrzeć kompleksowo na bilans zysków i strat, nie skupiać się na pojedynczym elemencie, ale w wielu płaszczyznach analizować całą przegrodę i konstrukcję domu. Zamiany powinny być przede wszystkim racjonalne, zarówno pod względem właściwości, jak i pod kątem wykonawczym i ekonomicznym. Dlatego bezwzględnie konsultujmy wszelkie plany z projektantem i kierownikiem budowy, którzy potrafią spojrzeć na inwestycję w znacznie szerszym kontekście.
Artykuł powstał we współpracy z firmą SOLBET
w ramach autorskiego cyklu "Akademia Świadomego Budowania"
POBIERZ BEZPŁATNY PORADNIK
Data publikacji: 31 maja 2019
Jaki materiał jest najlepszy na ściany domu? Mówiąc wprost - taki, którego wykonawca nie zepsuje. Dobre wykonawstwo jest równie ważne, jak jakość wyrobu. Świetnymi parametrami technicznymi może pochwalić się większość dostępnych na rynku materiałów murowych. Tylko co z tego? Fachowców nie interesuje ich termoizolacyjność ani proekologiczny skład. Dla nich liczy się czas i wygoda, i te cechy materiałów, które ułatwiają im pracę. A satysfakcja wykonawców działa na naszą korzyść. Jeśli pracują z opornym, trudnym materiałem, to będą szukać dróg na skróty i niekoniecznie wskazanych ułatwień. Konsekwencje ich błędów poniesie odbiorca końcowy, czyli my, inwestorzy. Z łatwym w obróbce, przyjaznym murarzom betonem komórkowym poradzi sobie nawet mało wprawna ekipa. Jest odporny na fuszerkę, bo prościej jest wymurować go zgodnie z wytycznymi, niż coś kombinować. Po prostu trudno go zepsuć, jest błędoodporny. I stąd nazwa cyklu: "Bezbłędny beton komórkowy". Oczywiście paru podstawowych zasad budowania jednak przestrzegać trzeba - ale naprawdę nie jest to trudne, co udowadniamy w kolejnych odcinkach cyklu.