Nie wiesz? Pytaj. Wiesz? Pomóż!

Odcinek 5 - fundamenty

Leje, leje, leje... Pogoda - zmora inwestora. Termin rozpoczęcia prac przesuwany z tygodnia na tydzień, zmiana planów i rosnąca frustracja. I wreszcie niebo się zlitowało. Można kopać. Zaczynamy budowę !

Do tej pory cała sytuacja związana z zakupem działki, potem jej porządkowaniem, projektowaniem domu, obmyślaniem wszystkiego, wreszcie targowaniem się przez trzy miesiące o koszty budowy - wydawała się jakąś zawieszoną w czasoprzestrzeni, nierealną, zaplanowaną "na odległe kiedyś" wizją. Cały czas miałem w głowie jedną myśl: „ OK, wszystko załatwione, działka jest, projekt jest, wszelkie pozwolenia są... Ale dopóki szpadla nie wbijemy, nie uwierzę, że zaczniemy się budować!" :)

Aż tu nagle rano telefon: „Dzień dobry, Paaanie, jak tu dojechać na Pana działkę, bo jedziemy z ekipą i geodetą!".  Hm, niby wiedziałem, że czekamy, że wszystko ma się zacząć na dniach, ale jednak zaskoczyli mnie. W popłochu niemal wybiegłem z pracy, wsiadłem w samochód i pognałem na moją wioskę ogarnąć towarzystwo. Akurat trafiłem na pierwsze przymiarki geodezyjne. Tyczą mój budynek! Robota szła „raz dwa”, ekipa rwała się prężnie, aż byłem zdumiony, że tak to wygląda – trochę wbrew rozsądkowi wyobrażałem sobie, że moją rolą będzie patrzenie im na ręce, sprawdzanie, czy się nie ociągają, nie leżą, czy piwka nie popijają, a tymczasem miłe zaskoczenie. Choć w sumie nie powinno to chyba dziwić, to ich praca... W ciągu godziny miałem przedsmak narożników zewnętrznych budynku - na razie drewnianych, z desek :)

W międzyczasie pojawił się kierownik budowy, który jednocześnie jest projektantem naszego domu. Szkolenie ekipie przyjechał także zrobić spec od BHP. Pogaduszki, pytania, niecała godzina minęła jak z bicza - a w tym czasie budynek został wytyczony i budowlańcy czekali na ciężki sprzęt do wykopu. Niestety, nie dane mi było obejrzeć to osobiście, musiałem wracać do pracy. Przyjechałem za to ponownie wieczorem. I co? W południe żegnała mnie zielona trawka, wieczorem przywitała dziura w ziemi!

Znowu ogarnęło mnie zdumienie! Nie wyobrażałem sobie takiego postępu prac w tak krótkim czasie ;)

Potem nie stresowałem się już tym, że mogę przyjechać dopiero po pracy. Moje zaufanie do robotników było na tyle duże, że nie musiałem zrywać się w ciągu dnia i ich pilnować, wystarczało badać postępy wieczorami. Fundament rósł w oczach, ławy, potem ściany z bloczków fundamentowych i izolacja dysperbitem. Na końcu podłoga na gruncie. W ciągu półtora tygodnia stan zero był gotowy i ekipa opuściła teren. Nam pozostało tylko zwilżać świeży beton, co mój synek pokochał :)


Marek buduje swój wymarzony dom, a swoimi przemyśleniami, przestrogami i postępem prac - od wyboru działki po wiechę - postanowił podzielić się z czytelnikami serwisu w kolejnych odcinkach cyklu "Tymczasem w kanadyjczyku", za co bardzo dziękuję.

Data publikacji: 11 grudnia 2017

Zobacz także

Zmiany koncepcji do samego końca! (fot. Marek Wróbel)TYMCZASEM W KANADYJCZYKU... CYKL

Odcinek 4 - projekt

Założeniem był dom prosty, łatwy w budowie – czyli tani - ale jednocześnie taki, który ładnie się prezentuje. Po kilku miesiącach dywagacji z projektantem udało się znaleźć złoty środek.
Sprzątanie, grodzenie, budynki gospodarcze... Długa i żmudna praca (fot. Marek Wróbel)TYMCZASEM W KANADYJCZYKU... CYKL

Odcinek 3 - prace przygotowawcze

Budowa zaczyna się na długo przed tym, zanim wbije się w ziemię pierwszą łopatę. Papierologia, bank, organizacja wykonawców, stres... Po zakupie działki okazuje się, że doba jest za krótka, a praca fizyczna niekoniecznie lekka i przyjemna. Marek ma to już za sobą.
Wybór działki rzutuje na długie lata jej zamieszkiwania, nie może być przypadkowy (fot. Marek Wróbel)TYMCZASEM W KANADYJCZYKU... CYKL

Odcinek 2 - zakup działki

Marek ma żonę i dwuletniego synka. Czas na własny dom z kawałkiem ładnego terenu. Dom szkieletowy, to było jasne od początku, cóż, kiedy zakup działki już taki prosty nie był...