Do tej pory cała sytuacja związana z zakupem działki, potem jej porządkowaniem, projektowaniem domu, obmyślaniem wszystkiego, wreszcie targowaniem się przez trzy miesiące o koszty budowy - wydawała się jakąś zawieszoną w czasoprzestrzeni, nierealną, zaplanowaną "na odległe kiedyś" wizją. Cały czas miałem w głowie jedną myśl: „ OK, wszystko załatwione, działka jest, projekt jest, wszelkie pozwolenia są... Ale dopóki szpadla nie wbijemy, nie uwierzę, że zaczniemy się budować!" :)
Aż tu nagle rano telefon: „Dzień dobry, Paaanie, jak tu dojechać na Pana działkę, bo jedziemy z ekipą i geodetą!". Hm, niby wiedziałem, że czekamy, że wszystko ma się zacząć na dniach, ale jednak zaskoczyli mnie. W popłochu niemal wybiegłem z pracy, wsiadłem w samochód i pognałem na moją wioskę ogarnąć towarzystwo. Akurat trafiłem na pierwsze przymiarki geodezyjne. Tyczą mój budynek! Robota szła „raz dwa”, ekipa rwała się prężnie, aż byłem zdumiony, że tak to wygląda – trochę wbrew rozsądkowi wyobrażałem sobie, że moją rolą będzie patrzenie im na ręce, sprawdzanie, czy się nie ociągają, nie leżą, czy piwka nie popijają, a tymczasem miłe zaskoczenie. Choć w sumie nie powinno to chyba dziwić, to ich praca... W ciągu godziny miałem przedsmak narożników zewnętrznych budynku - na razie drewnianych, z desek :)
W międzyczasie pojawił się kierownik budowy, który jednocześnie jest projektantem naszego domu. Szkolenie ekipie przyjechał także zrobić spec od BHP. Pogaduszki, pytania, niecała godzina minęła jak z bicza - a w tym czasie budynek został wytyczony i budowlańcy czekali na ciężki sprzęt do wykopu. Niestety, nie dane mi było obejrzeć to osobiście, musiałem wracać do pracy. Przyjechałem za to ponownie wieczorem. I co? W południe żegnała mnie zielona trawka, wieczorem przywitała dziura w ziemi!
Znowu ogarnęło mnie zdumienie! Nie wyobrażałem sobie takiego postępu prac w tak krótkim czasie ;)
Potem nie stresowałem się już tym, że mogę przyjechać dopiero po pracy. Moje zaufanie do robotników było na tyle duże, że nie musiałem zrywać się w ciągu dnia i ich pilnować, wystarczało badać postępy wieczorami. Fundament rósł w oczach, ławy, potem ściany z bloczków fundamentowych i izolacja dysperbitem. Na końcu podłoga na gruncie. W ciągu półtora tygodnia stan zero był gotowy i ekipa opuściła teren. Nam pozostało tylko zwilżać świeży beton, co mój synek pokochał :)
Marek buduje swój wymarzony dom, a swoimi przemyśleniami, przestrogami i postępem prac - od wyboru działki po wiechę - postanowił podzielić się z czytelnikami serwisu w kolejnych odcinkach cyklu "Tymczasem w kanadyjczyku", za co bardzo dziękuję.
Data publikacji: 11 grudnia 2017
...to cykl poświęcony budowie domu w technologii szkieletowej. Marek buduje swój wymarzony dom, a przemyśleniami, przestrogami i postępem prac - od wyboru działki po wiechę - postanowił podzielić się z czytelnikami serwisu. W kolejnych odcinkach cyklu będzie opowiadał o tym, co dzieje się w jego "kanadyjczyku". Zapraszamy :)